Historia Ani, czyli piekło stalkingu cz.3

Witam was ponownie.

W ramach wstępu pragnę wszystkim podziękować za przeczytanie mojego artykułu o stalkingu, oraz za komentarze na jego temat. Wasze pochwały oraz słowa wsparcia były dla mnie bardzo budujące i upewniły mnie w przekonaniu, że ta publikacja była dobrym krokiem. Jestem wdzięczna też za mniej przychylne opinie – dzięki nim wiem nad czym mam pracować i na co uważać przy tworzeniu kolejnych tekstów.

Pragnę podkreślić i przypomnieć, że piszę jako osoba anonimowa i nie zgadzam się na używanie mojego nazwiska w internecie. Niestety wciąż pojawia się ono w bandyckich wpisach hejterów i stalkerów na różnych portalach oraz, właściwie głównie, na blogu „Kannister”.

W ciągu tygodnia od opublikowania mojego felietonu o prześladowaniu miało miejsce kilka nieprzyjemnych wydarzeń, które niejako zmusiły mnie do napisania jego kontynuacji. Okazało się też, że niektóre wątki wymagają dokładniejszego omówienia, bo niedopowiedzenia dają pole do popisu nieżyczliwym mi oraz Markowi ludziom.

Spraw jest kilka, ale najważniejsza dotyczy niejakiego Sławomira K. – mężczyzny, o którym pisałam już w poprzednim artykule. Prawdą jest, że Pan Sławomir K. w dniach 21 oraz 23 lutego 2018 odezwał się do mnie na Facebooku. Nie mam jednak pojęcia, dlaczego uznał on, że od razu odczytałam jego wiadomości. Tak się składa, że w tym okresie byłam intensywnie nękana groźbami oraz wyzwiskami, które kierował do mnie prześladowca właśnie za pośrednictwem wiadomości prywatnych na Facebooku, więc nie sprawdzałam skrzynki codziennie – czytanie tego typu treści przerażało mnie i potęgowało lęk, który odczuwałam.

Kiedy jednak w końcu odczytałam to co napisał do mnie Sławomir K., nie miałam pojęcia o co mu chodzi, nie wiedziałam że ktoś podszywał się pode mnie i wysyłał mu jakieś maile w moim imieniu, było to dla mnie szokujące i kompletnie się tego nie spodziewałam. Zrobiłam to co uznałam za słuszne – wydrukowałam skany wiadomości od niejakiego Sławomira K. i dołączyłam wszystko do teczki, którą miałam lada dzień zanieść na policję.

Po przemyśleniu sytuacji i zasięgnięciu porady u kilku osób postanowiłam odpisać Sławomirowi K. Nie mogłam jednak tego zrobić z profilu którego aktualnie używałam, gdyż nie życzyłam sobie by obcy mi mężczyzna miał dostęp do mojego statusu aktywności na Facebooku czy też miał możliwość wysyłania mi kolejnych wiadomości. Nie miałam przecież żadnej gwarancji, że jest osobą za którą się podaje.

Skorzystałam więc ze swojego starego, awaryjnego profilu. Napisałam do Sławomira K. wiadomość, którą możecie przeczytać na załączonych screenach. Było dla mnie jasne, że to co napisałam załatwia sprawę i że pan Sławomir K. zrobi to co powinien – zgłosi wszystko na policję i da mi spokój oraz usunie post z moim nazwiskiem ze swojego oficjalnego profilu. Tak się jednak ku mojemu zdziwieniu nie stało – po dziś dzień nie wiem dlaczego, jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe.

To niestety nie była ostatnia wiadomość jaką wysłano mi z profilu Sławomira K. na facebooku! Wyobraźcie sobie, że kilka dni temu na moją skrzynkę wpłynęły kolejne rewelacje od tego człowieka – dosłownie rewelacje, bo kiedy je przeczytałam nie mogłam uwierzyć, że wysłał je pan K. we własnej osobie. Jak możecie przeczytać, mężczyzna ten chciał ode mnie wyjaśnień co do tekstu, który napisałam całkowicie anonimowo! Zasugerował, że w felietonie o stalkingu była mowa o nim, mimo że nigdy nie użyłam tam jego nazwiska (jest to o tyle śmieszne, że on sam nie miał oporów, by moje nazwisko publicznie oczerniać na swoim Facebooku).

 

Na dodatek, o zgrozo, powołał się na łamiący prawo, oczerniający mnie oraz przede wszystkim Marka oraz jego chorą przyjaciółkę blog „Kannister”! Mam więc rozumieć, że twórca portalu Kannister jest panu Sławomirowi K. bliski, utrzymuje on z nim kontakt? Ciekawe czy zdaje on sobie sprawę, w jakim stawia go to świetle? Grożenie mi poinformowaniem najgorszego elementu który gromadzi się na tym blogu, do którego należą ludzie podejrzani o terroryzm i inne kryminogenne elementy blisko związane z Pawłem G., osadzonym w brytyjskim więzieniu, nie przystoi porządnemu człowiekowi.

Nie zamierzam odpisywać na wiadomości otrzymane od Sławomira K. na Facebooku. Nie mam takiego obowiązku, ponieważ nie mam gwarancji że jest osobą za którą się podaje, nie mam też z nim nic wspólnego. Jeśli jednak ten Pan do mnie jakieś zarzuty lub pretensje, zachęcam go do zgłoszenia ich na najbliższym komisariacie policji. Z mojej strony wszystko zostało wyjaśnione w wiadomości wysłanej 13 marca 2018 roku.

W tekstach umieszczonych na blogu „Kannister” pojawiło się kilka kłamliwych treści na mój temat. Nie powinnam na nie odpowiadać, ponieważ zostały opisane przez osobę anonimową, a co za tym idzie nie mają większego znaczenia, są to tylko oszczerstwa nie mające żadnego oparcia w rzeczywistości. Zrobię jednak wyjątek i odpowiem na zarzuty tchórzliwego autora, atakującego ludzi z ukrycia i używającego do tego niegodnych technik.

Po pierwsze, nigdy nie straciłam dostępu do swojego konta na Facebooku. Stało się to raz i to jedynie na kilka godzin – do czasu aż wyjaśniłam wszystko z administracją portalu. Odpisałam Sławomirowi K. ze swojego awaryjnego konta z powodów, które wymieniłam już kilka akapitów wyżej.

Po drugie, nigdy nie wysyłałam żadnych wiadomości mailowych ani do autora bloga „Kannister”, ani do Sławomira K. – za wyjątkiem tej jednej, której skan został umieszczony w tym tekście. Wszystko co było wysyłane spod moich danych personalnych, było robotą podszywającego się pode mnie stalkera.

Po trzecie, pragnę przypomnieć że nie byłam autorką bloga „annajxxxxx.wordpress.com”! Został on założony prawdopodobnie przez Pawła G. Treści tam umieszczone były nieprawdziwe. Nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy, że mogłabym pomawiać i grozić komukolwiek używając do tego swoich danych, w dodatku publikując swoje zdjęcia, adres oraz umieszczając linki do pobierania książek Marka. Założenie, że sama miałabym zrobić coś tak głupiego jest śmieszne i absurdalne.

Wyjątkowo zszokował mnie też fragment, w którym Kannister sugeruje, jakobym nie była autorką artykułu o stalkingu. Argument na jaki się powołuje to „bo styl nie pasuje do wizerunku kobiety z fb zdjęć”! Oh, czyżby „psycholog z Krakowa” oceniał osobę na podstawie jej wyglądu? Czyżby właśnie okazał się osobą płytką i powierzchowną, która wydaje sądy na temat nieznajomej kobiety? Czy tylko dla mnie wydaje się to nieprofesjonalne i obraźliwe?

Dodatkowo, anonimowy oczerniacz (tytułujący się „blogującym psychologiem z Krakowa”) zaledwie akapit wyżej zarzuca mi, że mój opis pani E (przyjaciółka Marka, również szkalowana na blogu Kanister) był nieprawdziwy, bo „nigdy jej na oczy nie widziałam”! Czy można być większym hipokrytą?

Kannister w swoim dalszym wywodzie żąda ode mnie dowodów na działanie stalkera… Serio, osoba której kryminalne działania musiałam zgłosić na policję, bo umieszczała moje dane oraz obraźliwe treści na mój temat, chce czegoś ode mnie? Na jakiej podstawie sądzi, że powinnam się fatygować i udowadniać coś komuś kto mnie oczernia, na dodatek robi to z ukrycia, jak tchórz? Jest to zabawne i żałosne. Dowody na działania stalkera są tam gdzie być powinny – u odpowiednich służb.

Co do mojego profilu na Facebooku – jest pusty, ponieważ byłam zmuszona ukryć wszystkie informacje ze względu na stalking. Opisałam to już w swojej poprzedniej publikacji. Sugerowanie, że ukryłam informacje o sobie z jakichkolwiek innych powodów jest bezpodstawne.

Serdecznie dziękuję wszystkim za wsparcie. Jest to dla mnie bardzo ważne, ponieważ stalkerzy robili wszystko co w ich mocy, żebym została sama, bez żadnej pomocy i wsparcia.

 

Autor: Ania J.

Zdjęcia: pixabay, facebook.